Vanilla Sky
Niebo zakryły gęste, ciemne chmury. Zwyczajnie zbierało się na deszcz. Nic dziwnego, w końcu to Anglia. Naciągnęłam rękawy swetra na dłonie i ruszyłam w dół jednej z uliczek, na której znajdowały się małe kawiarenki, księgarnie i rozmaite sklepiki z artykułami pierwszego użytku.
Musiałam znaleźć jakąś pracę. W Los Angeles pracowałam w sklepie muzycznym jako doradzca, lecz tym razem postanowiłam poszukać czegoś innego.
-Może znajdzie się coś w przydrożnej kawiarni? - pomyślałam i stanęłam przed jedną z nich patrząc przez szybę. W środku było przytulnie i już z daleka można było wyczuć wanilie i cynamon.
Powoli otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim zmarzniętym ciele. W drodze do lady rozglądałam się uważnie po pomieszczeniu. Ściany obstawione był rozmaitymi książkami, a po prawej stronie od baru mieściły się schody do podziemnej części. Z uśmiechem usiadłam na wysokim krześle.
-Co Ci podać kochanie?- usłyszałam miły głos. Spojrzałam przed siebie i ujrzałam starszą kobietę z blond farbowanymi włosami. Uśmiechała się do mnie ciepło, a jej wzrok był przepełniony troską.
-Em...Latte z syropem z makadamii i tą przepysznie wyglądającą tartę.- rzuciłam.
-Wiesz co dobre, dziecko. Zaraz wszystko podam.- puściła do mnie oczko i oddaliła się na moment. Zagryzłam wargę i jeszcze raz powtórzyłam sobie w głowie cały plan działania. Tak właściwie to go tworzyłam. Nie wiedziałam, czy potrzebują kogoś do pomocy. To miejsce nie wyglądało raczej na takie, które byłoby oblegane przez klientów, choć z drugiej strony nie wyglądało także na podupadłe. Nim jednak zdążyłam cokolwiek zrobić, kawa została podana.
-Proszę słonko i smacznego.- postawiła przede mną talerzyk ze sporym kawałkiem ciasta, a sama usiadła naprzeciwko z kubkiem herbaty w ręce. -Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli do ciebie dołączę, prawda? Och, ale gdzie moje maniery. Jestem Fiona Goode, właścicielka tej nory.- zaśmiała się cicho.
-Vivienne Drenay, oczywiście, że nie. To żaden problem. Właściwie to mam do Pani sprawę.- przygryzłam mocniej wargę i już po chwili poczułam charakterystyczny metaliczny posmak w ustach.
-Wiedziałam, że coś cię gryzie.- zaśmiała się cicho.- Słucham uważnie. I mów do mnie po imieniu, proszę.
-Tak się zastanawiałam czy może... Czy może potrzebuje Pani...Czy potrzebujesz pomocy w kawiarni? Znaczy się, kelnerki, baristki...cokolwiek?- powiedziałam szybko na jednym wdechu poprawiając co chwila. Spojrzałam w oczy kobiecie i dostrzegłam w nich małe iskierki.
-Cóż, zawsze przyda się ktoś do pomocy.-uśmiechnęła się szeroko i upiła łyk herbaty. - Szczególnie wtedy, gdy zatrudnia się do pracy swojego wnuka, a ten notorycznie się spóźnia.- powiedziała głośniej, jakby chciała by inni także to usłyszeli. Obróciłam się podążając za jej wzrokiem i dostrzegłam wchodzącego do kawiarni chłopaka.
-Przepraszam Fiona, strasznie się rozpadało i...-chłopak zaczesał palcami swoją mokrą, blond grzywkę stawiając ją do góry i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.- Och, witam ponownie.
-To jest Londyn, tutaj ciągle pada więc nie wciskaj mi kitu tylko zabieraj się do roboty. Ekspres sam się nie wyczyści.-próbowałam ukryć uśmiech, lecz nie wychodziło mi to za dobrze. Kobieta rzuciła w Nialla ścierką i pokręciła głową.- Na czym my to skończyłyśmy? A tak, to kiedy chciałabyś zacząć Vivi?- rozszerzyłam ze zdziwienia oczy. Nikt mnie tak nie nazywał od dzieciństwa...
-Myślę, że już w przyłym tygodniu będę gotowa.
-Wspaniale! Zatem dzisiaj bądź jeszcze naszą przeuroczą klientką, a od wtorku nie ma litości.- zaśmiała się i odeszła poganiając chłopaka do pracy. Ten tylko skrzywił się i zaczął ją przedrzeźniać. Tym razem nie starałam się ukryć swojego rozbawienia.
-Więc będziesz u nas pracować, huh?- spytał.
-Na to wygląda. -uśmiechnęłam się znad kubka ostudzonej już kawy.- Więc chodzisz do Akademi?- zadałam pytanie nie myśląc nad jego sensem. Na szczęście ten skinął tylko głową na znak potwierdzenia.
-W którym domku mieszkasz?
-W szóstce, wiesz ten taki na uboczu.- mało co nie wyplułam na niego resztki latte.
-Żartujesz, prawda?
-Nie, dlaczego?
-Przydzielono mnie właśnie do tego domku. Poznałam już tego...Em, Harry'ego, czy jak mu tam?- powiedziałam, drżąc na samo wspomnienie sytuacji sprzed paru godzin.
-To już musi być przeznaczenie.- zaśmiał się, lecz tym razem wyglądało to trochę inaczej. Jakby współczuł mi tego, że zamieszkam z nimi.- Będziesz tam z piątką chłopaków i jedną dziewczyną, tylko ostrzegam.
-Jak miło, że chociaż nie będę jedyna. - uśmiechnęłam się słabo nadal zastanawiając się nad wcześniejszym wyrazem jego twarzy. W końcu potrząsnęłam tylko głową i odrzuciłam mroczne myśli od siebie.
-Słuchaj Vivienne...-zaczął, lecz dołączyła do nas Fiona, więc ten rzucił tylko przepraszające spojrzenie i powrócił do pracy. W międzyczasie doszło kilku klientów, których ktoś musiał obsłużyć.
-Powinnam już pójść. Dziękuję bardzo za wszystko. Ile płacę?
-Och, nie. Nie kochanie, to ja dziękuję. A rachunkiem się nie przejmuj. Potrącę z wypłaty Niall'owi.- uśmiechnęła się do mnie ciepło. Podziękowałam jeszcze raz i skierowałam się do wyjścia.
-Uważaj na siebie.- usłyszałam wychodząc.
Spojrzałam w górę na niebo. Dochodziła już 19, a na zewnątrz zaczynało robić się coraz bardziej szaro. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam z powrotem na przystanek.
Musiałam znaleźć jakąś pracę. W Los Angeles pracowałam w sklepie muzycznym jako doradzca, lecz tym razem postanowiłam poszukać czegoś innego.
-Może znajdzie się coś w przydrożnej kawiarni? - pomyślałam i stanęłam przed jedną z nich patrząc przez szybę. W środku było przytulnie i już z daleka można było wyczuć wanilie i cynamon.
Powoli otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim zmarzniętym ciele. W drodze do lady rozglądałam się uważnie po pomieszczeniu. Ściany obstawione był rozmaitymi książkami, a po prawej stronie od baru mieściły się schody do podziemnej części. Z uśmiechem usiadłam na wysokim krześle.
-Co Ci podać kochanie?- usłyszałam miły głos. Spojrzałam przed siebie i ujrzałam starszą kobietę z blond farbowanymi włosami. Uśmiechała się do mnie ciepło, a jej wzrok był przepełniony troską.
-Em...Latte z syropem z makadamii i tą przepysznie wyglądającą tartę.- rzuciłam.
-Wiesz co dobre, dziecko. Zaraz wszystko podam.- puściła do mnie oczko i oddaliła się na moment. Zagryzłam wargę i jeszcze raz powtórzyłam sobie w głowie cały plan działania. Tak właściwie to go tworzyłam. Nie wiedziałam, czy potrzebują kogoś do pomocy. To miejsce nie wyglądało raczej na takie, które byłoby oblegane przez klientów, choć z drugiej strony nie wyglądało także na podupadłe. Nim jednak zdążyłam cokolwiek zrobić, kawa została podana.
-Proszę słonko i smacznego.- postawiła przede mną talerzyk ze sporym kawałkiem ciasta, a sama usiadła naprzeciwko z kubkiem herbaty w ręce. -Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli do ciebie dołączę, prawda? Och, ale gdzie moje maniery. Jestem Fiona Goode, właścicielka tej nory.- zaśmiała się cicho.
-Vivienne Drenay, oczywiście, że nie. To żaden problem. Właściwie to mam do Pani sprawę.- przygryzłam mocniej wargę i już po chwili poczułam charakterystyczny metaliczny posmak w ustach.
-Wiedziałam, że coś cię gryzie.- zaśmiała się cicho.- Słucham uważnie. I mów do mnie po imieniu, proszę.
-Tak się zastanawiałam czy może... Czy może potrzebuje Pani...Czy potrzebujesz pomocy w kawiarni? Znaczy się, kelnerki, baristki...cokolwiek?- powiedziałam szybko na jednym wdechu poprawiając co chwila. Spojrzałam w oczy kobiecie i dostrzegłam w nich małe iskierki.
-Cóż, zawsze przyda się ktoś do pomocy.-uśmiechnęła się szeroko i upiła łyk herbaty. - Szczególnie wtedy, gdy zatrudnia się do pracy swojego wnuka, a ten notorycznie się spóźnia.- powiedziała głośniej, jakby chciała by inni także to usłyszeli. Obróciłam się podążając za jej wzrokiem i dostrzegłam wchodzącego do kawiarni chłopaka.
-Przepraszam Fiona, strasznie się rozpadało i...-chłopak zaczesał palcami swoją mokrą, blond grzywkę stawiając ją do góry i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.- Och, witam ponownie.
-To jest Londyn, tutaj ciągle pada więc nie wciskaj mi kitu tylko zabieraj się do roboty. Ekspres sam się nie wyczyści.-próbowałam ukryć uśmiech, lecz nie wychodziło mi to za dobrze. Kobieta rzuciła w Nialla ścierką i pokręciła głową.- Na czym my to skończyłyśmy? A tak, to kiedy chciałabyś zacząć Vivi?- rozszerzyłam ze zdziwienia oczy. Nikt mnie tak nie nazywał od dzieciństwa...
-Myślę, że już w przyłym tygodniu będę gotowa.
-Wspaniale! Zatem dzisiaj bądź jeszcze naszą przeuroczą klientką, a od wtorku nie ma litości.- zaśmiała się i odeszła poganiając chłopaka do pracy. Ten tylko skrzywił się i zaczął ją przedrzeźniać. Tym razem nie starałam się ukryć swojego rozbawienia.
-Więc będziesz u nas pracować, huh?- spytał.
-Na to wygląda. -uśmiechnęłam się znad kubka ostudzonej już kawy.- Więc chodzisz do Akademi?- zadałam pytanie nie myśląc nad jego sensem. Na szczęście ten skinął tylko głową na znak potwierdzenia.
-W którym domku mieszkasz?
-W szóstce, wiesz ten taki na uboczu.- mało co nie wyplułam na niego resztki latte.
-Żartujesz, prawda?
-Nie, dlaczego?
-Przydzielono mnie właśnie do tego domku. Poznałam już tego...Em, Harry'ego, czy jak mu tam?- powiedziałam, drżąc na samo wspomnienie sytuacji sprzed paru godzin.
-To już musi być przeznaczenie.- zaśmiał się, lecz tym razem wyglądało to trochę inaczej. Jakby współczuł mi tego, że zamieszkam z nimi.- Będziesz tam z piątką chłopaków i jedną dziewczyną, tylko ostrzegam.
-Jak miło, że chociaż nie będę jedyna. - uśmiechnęłam się słabo nadal zastanawiając się nad wcześniejszym wyrazem jego twarzy. W końcu potrząsnęłam tylko głową i odrzuciłam mroczne myśli od siebie.
-Słuchaj Vivienne...-zaczął, lecz dołączyła do nas Fiona, więc ten rzucił tylko przepraszające spojrzenie i powrócił do pracy. W międzyczasie doszło kilku klientów, których ktoś musiał obsłużyć.
-Powinnam już pójść. Dziękuję bardzo za wszystko. Ile płacę?
-Och, nie. Nie kochanie, to ja dziękuję. A rachunkiem się nie przejmuj. Potrącę z wypłaty Niall'owi.- uśmiechnęła się do mnie ciepło. Podziękowałam jeszcze raz i skierowałam się do wyjścia.
-Uważaj na siebie.- usłyszałam wychodząc.
Spojrzałam w górę na niebo. Dochodziła już 19, a na zewnątrz zaczynało robić się coraz bardziej szaro. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam z powrotem na przystanek.
Fiona Goode (59 lat)- energiczna i pełna życia kobieta. Właścicielka kawiarni Vanilla Sky, babcia Nialla Horana. Posiada wiele tajemnic, z resztą jak każdy.
Hej wszystkim! Wiem, że to dopiero drugi rozdział i nie ma was pewnie za wiele(o ile wgl ktoś jest ;p). Liczę na waszą wyrozumiałość i szczerą opinie. Zostawiajcie po sobie komentarze, przynajmniej będę wiedziała, że istniejecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz