poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 1

Moving on

Wysiadłam z samolotu kierując się do stanowiska odbioru bagaży. Lot był długi i męczący, więc jedyne o czym marzyłam, to jak najszybsze dotarcie na kampus.                                                                    
 Zarzuciłam czarną torbę na ramię i ruszyłam przed siebie przepychając się przez tłum ludzi. Zapewne wrócili właśnie ze słonecznego Los Angeles, gdzie spędzili wakacje, do deszczowego Londynu. Teraz czeka ich tylko praca, dom, praca, dom i tak w kółko. Choć mogą także dopiero stąd wyjeżdżać, by choć na tydzień czy dwa oderwać się od tej monotonii.
 Albo tak jak ja, zostali zmuszeni do przeprowadzki.
 Stanęłam na palcach, by móc dostrzec cokolwiek, gdyż Bóg nie obdarzył mnie niestety wysokim wzrostem.  Na szczęście wypatrzyłam z daleka postój taksówek i bez zastanowienia ruszyłam w tamtą stronę.

[...]

 Stałam osłupiała przed wielkim budynkiem z czerwonej cegły. Przypominał mi on mały zamek, wokół którego porozrzucane były małe, drewniane domki. Spojrzałam jeszcze raz na zapisaną czarnym tuszem kartkę i westchnęłam ciężko.
-W co oni mnie wpakowali...-wysapałam cicho próbując odpalić papierosa swoją zapalniczką. Nic jednak się nie stało. Żadnego płomienia, czy chociażby iskry. Powtórzyłam czynność kilka razy, lecz nadal bez skutku. Zirytowana rzuciłam nią daleko przed siebie, przeklinając w myślach.
-Akurat teraz, gdy chcę sobie trochę skrócić to marne życie...Po prostu genialnie!
 Odwróciłam się na pięcie i mało co nie wpadłam na śmiejącego się ze mnie chłopaka. Jego blond tlenione włosy postawione były do góry na żel. 
Przymrużyłam lekko oczy mierząc go dyskretnie. 
-Kiepski dzień?- spytał wyciągając zapalniczkę z kieszeni i odpalając mojego papierosa. Dopiero teraz zorientowałam się, że nadal trzymałam szluga w ustach. Szybko go wyjęłam, przypominając sobie te dwuznaczne sceny z rozmaitych filmów, które miałam przyjemność obejrzeć.
-Kiepskie życie.- wychrypiałam zaciągając się porządnie. Tego mi było właśnie trzeba. -Jestem Viv.
-Niall. -szeroki uśmiech znów zawitał na jego twarzy, lecz zniknął po chwili, ustępując miejsca czemuś innemu. -Czekaj...To ty jesteś tą nową studentką?
-Wszystko na to wskazuje. Czy wszyscy już o tym wiedzą?- prychnęłam krzyżując ręce i przestępując z nogi na nogę.
-Można tak powiedzieć. Więc to jednak prawda...- ostatnie powiedział cicho, jakby do siebie, drapiąc się po karku- Przepraszam cię, muszę już...iść. Do zobaczenia, Vivienne.- wymruczał coś szybko i zniknął z mojego pola widzenia. Stałam tak jeszcze przez moment, nie wiedząc co właściwie się przed chwilą stało. W końcu wzruszyłam tylko ramionami i gasząc wypalonego już papierosa spojrzałam na kartkę.
-Domek szósty...-omiotłam spojrzeniem cały kampus. Nigdzie domku z tym numerem. Przygryzłam lekko dolną wargę i sięgnęłam z powrotem po torbę, podnosząc ją z ziemi. Ruszyłam w stronę budynku szkoły. Czekało mnie jeszcze parę dokumentów do podpisania i innych takich, nim zamelduję się tutaj na dobre.
-To będzie jedna, wielka katastrofa...

[...]

 -Jeszcze jeden tutaj na dole i będzie Pani wolna, Panno Drenay.- miła kobieta, lekko po 50 uśmiechnęła się do mnie wskazując na miejsce u dołu papieru. Złożyłam szybko swój podpis i otrzymałam od niej mapę szkoły wraz z rozkładem zajęć na nowy rok szkolny. Podziękowałam uprzejmie i wpatrując się w plan rozmieszczenia budynków próbowałam odnaleźć swój nowy domek. Wychodząc bocznym wejściem szkoły skręciłam w stronę najbardziej oddalonej chatki. Zdecydowanie wyróżniała się od innych. Była znacznie większa i bardziej, no nie wiem, stylowa? Chyba mi się poszczęściło. Wyjęłam kluczyki z torby i otworzyłam drzwi. Mając ręce zajęte przez bagaże musiałam wspomóc sobie nogą. Kopnęłam jednak ciut za mocno.
-Cóż za wielkie wejście!- usłyszałam zachrypnięty, gardłowy śmiech. Przygryzłam dolną wargę ze zdenerwowania i spojrzałam w stronę dochodzącego dźwięku. Młody chłopako ciemnych kręconych włosach i szmaragdowych oczach schodził właśnie po schodach.
-Przepraszam...Ja tylko...
-Pomogę Ci.- zeskoczył z ostatnich stopni i wziął ode mnie dużą, sportową torbę.
-Dzięki.- uśmiechnęłam się w jego stronę. Chłopak odwzajemnił gest i wskazał skinieniem głowy kierunek, w który mieliśmy się udać. 
- Jestem Vivienne, znaczy się Viv. Viv Drenay.- próbowałam zrównać z nim krok, jednak było to niezwykle trudne zadanie.
-Wiem.- znów ten tajemniczy uśmieszek. Chciałam coś powiedzieć, lecz zrezygnowałam w ostatniej chwili. Weszliśmy w końcu do przestronnego, ciemnego pokoju. Omiotłam spojrzeniem całą przestrzeń, a szczęka opadałą mi coraz niżej. Torba spadła z mojego ramienia, na co chłopak zareagował niczym innym, jak śmiechem. Położył resztę moich bagaży przy łóżku i oparł się o ścianę z założonymi rękoma.
-Wiem, że pewnie wolałabyś coś bardziej dziewczęcego, ale..
-NIE!- przerwałam mu szybko. -Jest cudny. Wow, nie spodziewałam się tego. Naprawdę.
-W takim razie witamy w Royal Academy of Music lub jak inni zwykli to nazywać, w piekle.- zaśmiał się ponownie tylko tym razem ciszej i minął mnie wychodząc z pokoju. Przynajmniej myślałam, że wyszedł, lecz gdy poczułam jego zimny oddech na skórze, mało co nie podskoczyłam z wrażenia.
-Ach, i tak dla twojej wiadomości, jestem Harry, Harry Styles. Powinnaś to zapamiętać.- wyszeptał wprost do mojego ucha. 
Ostatnie co usłyszałam to dźwięk zamykanych drzwi.

[...]



HEJ! Pierwszy rozdział, wprowadzenie. Tak jak napisałam wcześniej, nuda zwyciężyła, więc jestem. Enjoy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz